Czyli krem ze śmietany i ryżu czerwonym sosem z malin. Obowiązkowy deser na każdym norweskim bożonarodzeniowym stole.
Składniki na ok 8 porcji:
1 szklanka ryżu
2 szklanki wody
4 szklanki mleka krowiego lub roślinnego
4 łyżki cukru
Laska wanilii lub 1 łyżka cukru wanilinowy
400 ml śmietany kremówki
Sos malinowy:
400 g malin (mrożonych lub świeżych)
½ szklanki wody
4 łyżki cukru
3 łyżeczki skrobi ziemniaczanej + 3 łyżeczki wody
Ewentualnie migdały (płatki, słupki lub pokrojone)
1. W rondlu zagotować ryż z wodą. Gotować przez 10 min. Następnie dodać mleko i gotować, co jakiś czas mieszając by uniknąć przypalenia. Gotować do momentu aż ryż wsiąknie cały płyn i mocno zgęstnieje – ok. 45 minut. Przed końcem gotowania posłodzić. Schłodzić w lodówce przez co najmniej kilka godzin, najlepiej odstawić na noc.
2. Maliny gotować z wodą i cukrem do momentu aż owoce się rozpadną. Następnie przetrzeć przez sito, by pozbyć się pestek. Przecier wlać z powrotem do garnka. W osobnym naczyniu wymieszać mąkę ziemniaczaną z wodą. Dolać do przecieru malinowego, energicznie go mieszając. Doprowadzić do wrzenia i do razu zdjęć z palnika. Schłodzić w lodówce.
3. Śmietanę ubić z wanilią lub cukrem wanilinowym (ostrożnie by nie przebić, bo może się później zważyć). Delikatnie wymieszać z zimnym risgrøt (ugotowanym ryżem).
4. Krem ryżowy podawać w miseczkach, polany sosem malinowym. Ewentualnie można użyć do dekoracji migdałów.
Dla odważnych wstawiam oryginalną nazwę: kjøttkaker med brunsaus, rørte tyttebær, ertepuree og kokte poteter. Ufff. Jeśli nie znacie norweskiego i przebrneliście przez to zdanie to gratulerer! A jako ciekawostkę możecie zapamiętać, że „kjøttkakker” znaczy dosłownie „mięsne ciasteczka”.
Te mięsne ciasteczka to proste pulpety z mięsa mielonego gotowane w sosie z zasmażki. Podaje się je z borówkami oraz puree z groszku i gotowanymi ziemniakami. Jest to bardzo prosty i tani posiłek z łatwo dostępnych składników, który przygotujecie w 20 minut. Jednak obiecuję wam, że jeśli spróbujecie to przekonacie się, że to jest idealne połączenie smaków!
Składniki na 2 porcje:
Kjøttkaker (norweskie pulpety)
250 g wegańskiego mięsa mielonego
szczypta imbiru
szczypta gałki muszkatołowej
pieprz
3 łyżki bułki tartej
5 łyżek mleka roślinnego lub wody
olej do smażenia
można również dodać ¼ posiekanej cebuli
Brun saus (brązowy sos na zasmażce)
2 łyżki masła roślinnego
2 łyżki mąki
500 ml bulionu warzywnego
sól i pieprz
kilka kropel sukkerkulør (można pominąć)
Ertepure (puree z zielonego groszku)
paczka mrożonego groszku (około 350g)
300 ml bulionu warzywnego
2 łyżki masła roślinnego
pieprz
sól
Rørte tyttebær (dosłownie „mieszane borówki”)
Można zastąpić gotową konfiturą z borówek
150 g mrożonych lub świeżych borówek
75g cukru
3 średnie ziemniaki
Zacząć od obrania ziemniaków i wstawienia do gotowania w osolonej wodzie.
Jeśli używamy mrożonych borówek to należy je pozostawić dzień wcześniej w lodówce lub rozmrozić w mikrofalówce. Borówki wymieszać z cukrem. Kryształki rozpuszczę się gdy odstawimy mieszankę na 15 min.
Wszystkie składniki na kjøttkaker wymieszać i uformować podłużne pulpeciki. Smażyć z każdej strony do zbrązowienia (mogą być surowe w środku). Odłożyć na bok.
Następnie na tej samej patelni rozpuścić masło i wymieszać z mąką. Smażyć do momentu uzyskania brązowego koloru. Dodać bulion, dobrze wymieszać i zagotować. Doprawić solą, pieprzem i ewentualnie wzmocnić kolor odrobiną sukkerkulør.
Do sosu dodać podsmażone pulpeciki i gotować aż będą ugotowane w środku, a sos zgęstnieje.
Do osobnego rondla wsypać zamrożony groszek. Zalać niedużą ilością bulionu i gotować do momentu aż groszek będzie miękki, ale nie straci koloru (kilka minut). Następnie dodać masło oraz pieprz i zblendować. Doprawić solą.
„Mięsne ciesteczka” podawać polane sosem, w towarzystwie borówek, puree z groszku i ugotowanych ziemniaków.
Roślinne mięso mielone
Używałam sojowego mielonego firmy Folkets „veggi deig av soybøonner” kupionego w norweskim supermarkecie Kiwi. Wspominam o tym ponieważ roślinne zamienniki mogą się znacząco od siebie różnić. Dlatego jeśli używacie mielonego z innej firmy możliwe, że będziecie potrzebować innej ilości bułki tartej i mleka lub kompletnie te dodatki. Dodawajcie po trochu i testujcie czy z masy dobrze kleją się pulpety. Jeśli nie chcecie używać przetworzonego zamiennika mięsa możecie użyć pulpecików zrobionych w domu z soczewicy, ciecierzycy itd. (sprawdzony przepis na pulpety z soczewicy niedługo pojawi się na blogu)
Formowanie mięsnych ciasteczek
Typowym sposobem formowania jest zagarnianie mięsa za pomocą łyżki we wnetrzu dłoni.
Brązowy kolor sosu
W przepisie wspominam o sukkerkulør, czyli karmelu amoniakalnym. W Norwegii jest to bardzo popularny produkt i można go kupić w każdym supermarkecie. Nie jestem pewna czy w Polsce dostaniecie go poza hurtowniami dla chemików ;). Jednak nie martwcie się. Ten składnik służy tylko poprawie koloru i można go pominąć. Poniżej znajdziecie zdjęcie sukkerkuør.
Fried rice albo jak krzyczą uliczni sprzedawcy i mówię ja od czasu podróży po Azji „fjal laj” ;P
Prosty i smaczny roślinny posiłek, którą warto znać, choćby dlatego by nie marnować ryżu pozostałego z poprzedniego obiadu. Choć przyznam, że odkąd poznałam tą potrawę, celowo gotuję za dużo ryżu, by następnego dnia zrobić fried rice.
PS Ciekawostka językowa: wiele Azjatów nie potrafi wymówić dźwięku „r.”. Mam nadzieję, że żaden azjata nie będzie miał mojego żarciku za złe. Sama mam problem z wymowa „r”, gdy mówię po angielsku i wychodzą mi takie kwiatki jak plobably i lajblaly 😉
Składniki 1-2 porcje:
1 szklanka ugotowanego ryżu
1 szklanka pokrojonych dowolnych warzyw i/lub grzybów (u mnie marchewka, pieczarki, czerwona kapusta, papryka, groszek cukrowy) można też użyć kawałków tofu, orzechów nerkowca, koksa lub ananasa
1/4 drobno posiekanej cebuli, (może też być szalotka, biała części kilku dymek lub por)
1 jajko (można zamienić na 50g pokruszonego tofu)
1 łyżeczka posiekanego imbiru
1 łyżeczka posiekanego czosnku
1 łyżeczka posiekanej papryczki chilli
2 łyżki sosu sojowego
pół łyżeczki cukru (najlepiej palmowego)
świeżo mielony pieprz
2 łyżki oleju
limonka
Dodatkowo do dekoracji można użyć: pietruszki, szczypiorku, kolendry, Srirachy, majonezu, limonki, sezamu lub orzeszków ziemnych
Najpierw przygotowuj i pokrój wszystkie produkty, tak jak podaje lista składników.
W woku rozgrzej olej. Najpierw podsmaż cebulę, następnie dodaj czosnek, imbir, chili i cukier.
Po minucie dodaj warzywa i lekko je podsmaż (2-3 min).
Następnie dodaj ryż, sos sojowy i smaż aż ryż będzie gorący.
Rozbełtaj jajko. Odsuń składniki z środka, tak by odsłonić powierzchnię patelni. Wylej w to miejsce jajko. Mieszając poczekaj aż się kompletnie zetnie. Wymieszaj razem wszystkie składniki.
Podawać skropiony sokiem z limonki i ewentualnymi dodatkami.
Ryż
W Chinach (skąd pochodzi ta potrawa) używa się białego długoziarnistego ryżu. Wersja tajska zawiera natomiast ryż jaśminowy. Warto użyć zdrowszego brązowego lub eksperymentować z czerwonym, czarnym, itd. Najlepiej sprawdza się ryż ugotowany dzień wcześniej i przechowywany w lodówce.
Pozostałe składniki
Nie istnieje żadna rygorystyczna lista składników tego dania. Użyj takich składników jakie lubisz i jakie masz w lodówce. Jeśli gotujesz bez mięsa, ryb i owoców morza to pamiętaj o innym źródle białka, np, tofu, jajko, tempeh, groszek. To danie świetnie się sprawdza w dzień czyszczenia lodówki z resztek, jako zero waste rice 😉 Pamiętaj tylko by użyć duża ilość przypraw (cebula, czosnek, imbir, sos sojowy).
Mise en place
Bardzo ważne by zacząć od tak zwanego „mise en place”, czyli przygotowania wszystkich składników przed rozpoczęciem gotowania. Fried rice smaży się bardzo szybko na dużym ogniu i w trakcie nie ma czasu na krojenie.
Przez cały czas smażenia używamy największej mocy palnika i często mieszamy.
Warzywa
Warzywa, które wymagają dłuższej obróbki termicznej kroje na mniejsze kawałki, np. marchewkę kroję w cienkie paseczki za pomocą specjalnej tajskiej skrobaczki z pofalowanym ostrzem, tzw. „jullienne peler.” Te warzywa, które wymagają bardzo mało czasu na ugotowanie, np. groszek cukrowy, dodaje 1-2 minuty po dodaniu innych warzyw.
Wersja wegańska
Fried rice można przygotować w wersji wegańskiej. Wystarczy jajko zamienić na 50 g pokruszonego tofu i podsmażyć przed dodaniem warzyw. Zaznaczę jednak, że jajko ma dość ważną rolę – dzięki niemu składniki równomiernie się łączą.
Podawanie:
Smażony ryż można zwyczajnie wysypać na talerz lub zrobić kopułkę. Wtedy małą miseczkę wypełniamy po brzegi i lekko ugniatamy w niej ryż. Dla pewności można najpierw miskę wyłożyć plastikową folią. Przykrywamy miskę talerzem i odwracamy do góry nogami. W Tajlandii danie podaje się często z plastrami świeżego ogórka, pomidora, kolendrą lub zieloną cebulką.
Poniżej wspomniana wcześniej „jullienne peeler”. Obowiązkowy gadżet dla dla fanów kuchni azjatyckiej. Świetnie sprawdza się np. podczas robienia sałatki z zielonej papai, na którą przepis znajdziecie klikając : Sałatka z zielonej papai
Wyznaczyłam sobie za cel, że w tą Wielkanoc podzielę się z wami przepisem na idealny odświętny, roślinny pasztet. Mam nadzieję, że udało mi się osiągnąć to zamierzenie 😉
Magiczny składnik, którego użyłam w tym wegetariańskim przepisie może, być dla was zaskoczeniem. Jednak uwierzcie, że nadaje mu bardzo pasztetowy smak, a inspiracja do jego użycia był przepis z książki z tradycyjnymi przepisami kuchni polskiej.
Zależało mi na kierowaniu się tradycja, dlatego nie znajdziecie tu, popularnego w innych tego typu przepisach, sosu sojowego. Nasze polskie babcie go nie używały i uważam, że byłby on „pójściem na skróty”.
Składniki na jedną keksówkę:
200 g brązowej soczewicy
łyżeczka sody oczyszczonej
80 g kaszy jaglanej
120g masła (używamy do smażenia)
1 g (u mnie 3 plasterki) suszonych borowików lub innych grzybów leśnych
100 g marchewki
100 g pietruszki
100 g selera
300g pieczarek
70 g pora
3 ząbki czosnku
3 ziela angielskie
5ziaren jałowca
2 liście laurowe
łyżeczka świeżo mielonego pieprzu
2 ziarenka ziela angielskiego
2 łyżeczki posiekanego świeżego rozmarynu
łyżeczka suszonego majeranku
2 łyżeczki oliwy truflowej
sól
około 20 suszonych śliwek
odrobina oleju i bułki tartej do pokrycia formy
Soczewicę przepłukać, zalać wodą w garnku, dodać po łyżeczce soli i sody oczyszczonej i gotować aż będzie bardzo miękka. Na koniec odcedzić.
Kaszę jaglaną również przepłukać i ugotować w osolonej wodzie. Odcedzić.
Grzyby kroimy drobno i zalewamy 2 -3 łyżkami wrzątku.
Marchewkę, pietruszkę i selera obrać, pokroić w plasterki. Wyłożyć na blaszkę, pokryć odrobiną oleju i piec w piekarniku do miękkości i lekkiego zazłocenia, około 10-15 min.
Pieczarki pokroić w plasterki i smażyć na maśle do złotego koloru. Pieczarki odrobinę solimy po włożeniu na patelnie i smażymy partiami, ponieważ jeśli pieczarki są zbyt stłoczone będą się dusić, a nie smażyć.
Pora i czosnek kroimy w cienkie plasterki. Ziele angielskie i jałowiec miażdżymy w moździerzu lub brzegiem noża. Pora, ziele angielskie, jałowiec i liście laurowe, smażymy razem na maśle. Pod koniec dodajemy czosnek. Na koniec wyrzucamy liście laurowe.
Wszystkie składniki (oprócz śliwek) umieszczamy w dużej misce. Dodajemy niewykorzystaną do smażenia część masła. Miksujemy blenderem ręcznym aż masa będzie gładka. Próbujemy i ewentualnie dodajemy więcej soli.
Foremkę smarujemy olejem i równo posypujemy bułką tartą. Przekładamy około 2/3 masy do formy i wygładzamy powierzchnię. Pośrodku układamy rządek śliwek, ciasno obok siebie, śliwki „przytulamy” do siebie płaską stroną. Przykrywamy resztą masy.
Pieczemy w piekarniku nagranym do 180 stopni przez 1-1,5 h. Przed jedzeniem studzimy.
Masło?
Niech nie przeraża was ilość masła. W klasycznym pasztecie dużo tłuszczu pochodzi z mięsa, boczku, smalcu. Roślinny nie zawierają wiele tłuszcz, więc trzeba go dodać osobno. Na co dzień ilość tłuszczu możemy zmniejszyć, ale tu rozmawiamy o odświętnym, wielkanocnym pasztecie, więc pozwólmy sobie na odrobinę rozpusty 😉 Masło oczywiście można zamienić na olej roślinny by przepis był wegański. Nie polecam jednak oleju kokosowego, ponieważ pasztet będzie suchy, ani oliwy z oliwek, ponieważ ma zbyt intensywny smak.
Trufle?
Niektórych może dziwić dodatek oliwy truflowej. Starałam się stworzyć przepis, który będzie jak najbliższy tradycji i polskiej kuchni. Dlatego, na przykład nie używam sosu sojowego. Nasze babcie go nie miały i uważam, ze gotując polskie potrawy, sos sojowy to małe oszukaństwo i pójście na skróty. Do użycia oliwy truflowej zainspirował mnie przepis na pasztet ze starej książki z kuchnia polską.
Pasztet nie mieści się do formy?
Pasztet jest najsmaczniejszy po upieczeniu, ale można go też jeść bez pieczenia. Jeśli całość nie zmieści się do waszej foremki możecie zjeść go z chlebem w oczekiwaniu na wyjęcie reszty pasztetu z piekarnika.
Pasztet na czarną godzinę:
Pasztety dobrze jest zrobić na zapas i zamrozić. Polecam wtedy upiec pasztet w formie do mufinek, wsadzić do osobnych woreczków strunowych, podpisać i zamrozić. Wtedy łatwiej jest rozmrozić dokładnie taką porcję jaką będziemy w stanie zjeść. Warto jest co jakiś czas przygotowywać taki pasztet na zapas, by nie musieć wydawać pieniędzy na kupne produkty wegańskie, które są czasem trudno dostępne i drogie. Robiąc własny pasztet macie możliwość dopasowania smaku do waszych preferencji.
Pasztetowe wariacje:
Pasztet zamiast śliwek możecie też nadziać jajkiem na twardo lub żurawiną. Wierzch można posypać ziarnami słonecznika lub dyni. Dla ozdoby dno można wyłożyć listkami laurowymi lub gałązkami rozmarynu.
Jeśli lubicie piec, to widzieliście już pewnie setki sposobów na mazurki. Obiecuje wam, że ten przepis na mazurka inspirowanego kuchnią norweską znajdziecie tylko u mnie 😉 Zapraszam!
Składniki na półkruchy spód:
175 g mąki
50 g cukru pudru
100 g masła (dobrze schłodzonego w lodówce)
2 łyżki gęstej śmietany
1 żółtko
¼ łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki cukru waniliowego
szczypta soli
Składniki na krem:
200 ml kremówki
200 g norweskiego brązowego sera brunost
60 g masła
3 łyżki cukru
1 jajko
½ łyżeczki agaru
Zacznij od zagniatania ciasta.
Najlepiej ciasto przygotować w stojącym robocie kuchennym z ostrzem. Najpierw zmiksować suche przesiane składnik z masłem, następnie dodać śmietanę i żółtko i zmiksować do gładkości.
Jeśli nie masz robota użyj metalowej szpachelki cukierniczej lub noża. Na blat przesyp przez sitko suche składniki i dodaj zimne masło. Szatkuj masło w mące do momentu aż masło będzie rozdrobnione na małe kawałeczki. Następnie dodaj śmietanę i żółtko, zacznij łączenie składników od szatkowania, a na koniec krótko zagnieć rękoma.
2. Ciasto wstawić na 10-20 min do lodówki. Piekarnik nagrzać do 200 stopni. Formę do tart natłuścić przy pomocy pędzelka i oleju lub oleju w spreju.
3. Gdy ciasto będzie lekko schłodzone (ale jeszcze nie twarde jak kamień), posypać blat mąką i rozwałkować ciasto na taki rozmiar by pokryło dno i brzegi formy. Przenieść na wałku do formy, przycisnąć do brzegów i odkroić nadmiar przejeżdżając wałkiem po krawędziach. Nakłuć dno ciasta widelcem.
4. Ciasto wstawić do nagrzanego piekarnika i piec aż będzie chrupiące i nabierze koloru (ok.20-25 min). Po upieczeniu wyjąć z formy i ostudzić na kratce.
5. Przygotowanie kremu:
Brunost pokroić na plasterki. Śmietankę podgrzać w rondelku na niedużym ogniu. Dodać brunost, cukier i masło i mieszać aż się rozpuści. Zdjąć z ognia i lekko przestudzić.
6. W osobnym naczyniu rozbełtać jajko. Cały czas mieszając (używam trzepaczki ze spiralą), dodawać powoli i ostrożnie część lekko ostudzonej mieszanki. Dodać z powrotem do garnka, nieprzerwanie mieszając. Ustawić garnek na kuchence. Kontynuując mieszanie, dodać agar i mieszać aż masa się zagotuje, zgęstnieje, a agar się rozpuści. Na koniec zdjąć z ognia i zmiksować blenderem ręcznym.
7. Gdy masa serowa jest nadal ciepła, wylać ją równomiernie na spód. Schłodzić w lodówce przez co najmniej 2h.
8. Po schodzeniu można udekorować powierzchnie ciasta.
Podczas robienia ciasta kruchego składniki powinny być zimne, dlatego najlepiej używać robota kuchennego, ewentualnie noża lub szpachelki cukierniczej. Ciepło dłoni ogrzewa ciasto, więc taki kontakt należy ograniczyć do minimum.
Ciasto zamiast wałkować można „upchać” w formie. W taki sposób nie będziemy mieć niewykorzystanych resztek ciasta. Brzegi nie będą perfekcyjnie równe, ale moim zdaniem nie taki spód nie wygląda gorzej.
Do dekoracji użyłam: orzechów laskowych przekrojonych na pół, łamanych ziaren kakaowca (cocoa nibs) i czekoladowych jajeczek wielkanocnych. Można też użyć czekolady, innych orzechów (np. migdałów w płatkach), bakalii, bez, wielkanocnych cukierków. Na zdjęciach poniżej możecie znaleźć inspirację do dekoracji waszego mazurka.
Jeśli wasz kruchy spód nie zmieści całej kremu, możecie spakujcie resztkę w słoik i zjeść później na kanapkach.
Chciałabym wam też serdecznie polecić dwa moje ulubione przepisy na mazurki:
2 kromki pszennego chleba (nie powinien zawierać dodatku nasion, może być czerstwy)
Czosnek granulowany
3 łyżki neutralnego oleju, np. rzepakowego
Sól
Pieprz
Ewentualnie szczypta: cayenne, suszonej bazylii i oregano
Dressing:
2 łyżki aquafaby
5 łyżek neutralnego oleju (można cześć zastąpić olivą z oliwek)
1 łyżka płatków drożdżowych
1 łyżeczka musztardy
Szczypta czarnej soli kala namak
Pieprz
Szczypta suszonego czosnku
1 łyżka posiekanych kaparów
1. Aquafabę ubić na sztywną pianę, trzepaczką lub mikserem. Następnie małymi porcjami dodawać olej, cały czas ubijając. Dodać resztę składników dressingu i dokładnie wymieszać.
2. Rozgrzać piekarnik do 200 °C. Chleb pokroić w kosteczki. Na blaszce rozłożyć papier do pieczenia. Rozsypać na nim grzanki, polać oliwą i posypać przyprawami. Wymieszać by każdy kawałek chleba pokrył się przyprawami i olejem. Piec w piekarniku przez ok. 7 min aż grzanki nabiorą chrupkość. Na koniec ostudzić.
3. Sałatę umyć i pokroić. Najpierw przekroić wzdłuż środka liści (nie odcinamy do końca dolnej części liści), następnie pokroić w poprzek.
4. Tuż przed podaniem sałatę wymieszać z dressingiem. Posypać grzankami, dodać tofu. Na koniec można posypać dodatkowo płatkami drożdżowymi.
Sałatkę można wzbogacić o więcej warzyw. Świetnie będą pasować pomidory i papryka, najlepiej grillowane. Można dodać też płatki migdałów.
Ciekawostka:
Nazwa nie pochodzi, jak by się mogło wydawać, od Juliusza Cezara 😉 Podobno została wymyślona przez Ceasara Cardini – kucharza włoskiego pochodzenia, właściciela pewnej restauracji w Meksyku. A miało to wydarzyć się 4 lipca 1924 roku, czyli w Święto Niepodległości USA). Gdy tłum restauracyjnych gości doprowadził do pustek w spiżarni, kucharz Ceasar stworzył sałatkę z resztek.
**Sos można też przyrządzić bez blendera. Wtedy świeże zioła drobno kroimy, a nasiona kolendry miażdżymy w moździerzu.
**niech nie przeraża was lista składników – w Indiach istnieje dziesiątki odmian raity. Możecie śmiało eksperymentować i użyć tego co jest łatwo dostępne. Gdybym chciała zrobić sos do indyjskiego posiłku w wersji maksymalnie uproszczonej to zmiksowałabym, jogurt, pietruszkę, czosnek, sok z cytryny, sól i pieprz.
** Pokrojone i wymieszane składniki stworzą gęsty i kremowy sos, a zblendowane – wodnisty. Wszystko wedle preferencji. Będąc w Indiach widziałam tylko rzadką wersję.
***W prawie każdej restauracji w oczekiwaniu na posiłek dostawałam chlebki papadam z trzema dipami, w tym raitą.
Mój ulubiony rodzaj chlebków naan. Obowiązkowy dodatek do indyjskiej uczty.
Składniki na 8 chlebków:
300g mąki
pół szklanki ciepłej wody*
1 łyżeczka cukru
pół szklanki jogurtu (można użyć jogurtu roślinnego)
30 g roztopionego masła
pół łyżeczki soli
saszetka suszonych drożdży (7g)
½ łyżeczki proszku do pieczenia
60 g orzechów nerkowca
40 g rodzynek
30 g roztopionego masła
ewentualnie z 1 ząbkiem rozgniecionego czosnku
Cukier rozpuścić w wodzie. Powierzchnię wody posypać drożdżami i odczekać. Jeśli maksymalnie po 10 min nie pojawi się piana to znaczy, że drożdże są zepsute i trzeba zacząć od nowa ze świeżymi.
W dużej misce pomieszać mąkę, sól, proszek do pieczenia. Dodać jogurt, przestudzone masło i wodę z drożdżami. Wszystko wymieszać i wyrabiać aż ciasto będzie gładkie i nie będzie się kleić do rąk. Odstawić ciepłe miejsce do podwojenia objętości na około godzinę.
Orzeszki i rodzynki zmielić w blenderze kielichowym lub poszatkować nożem.
Ciasto podzielić na 8 równych części. Blat posmarować olejem (nie posypywać tak jak zwykle mąką). Palcami uformować cienki, ale nieprzerywający się placek. Połowę posypać cienką warstwą orzeszków z rodzynkami. Następnie złożyć na pół i ponownie uformować w jak najcieńszy placek.
Rozgrzać patelnie (na kuchence elektrycznej ustawiam na 6 lub 7) Nie używamy oleju. Pieczemy każdy placek z dwóch stron na złoty kolor. Placek przekręcam na drugą stronę gdy na wierzchu pojawią się bąbelki, a spód ma złoty kolor.
Po upierzeniu ciepłe placki smarujemy roztopionym masłem (można je pomieszać z rozgniecionym czosnkiem).
Są takie wegańskie przepisy, po których już nigdy nie wraca się do marnowania pieniędzy na jajka 😉
Składniki na 16 pączków:
Pół kilograma mąki 300 ml ciepłego niesłodzonego mleka sojowego 50 g świeżych drożdży (w Norwegii gjær for søte deiger) 1 łyżeczka cukru ¼ łyżeczki soli ¼ łyżeczki proszku do pieczenia 2 łyżki wódki
1 łyżeczka cukru waniliowego 80 g cukru pudru 50 ml (50g) oleju
1-2 litry oleju rzepakowego*
nadzienie (u mnie dżem z dzikiej róży i powidła śliwkowe)
lukier
Potrzebne będę również:
Termometr
16 kwadratów 10×10 wyciętych z papieru do pieczenia
Wymieszaj ciepłe mleko z cukrem i drożdżami. Odstaw na 5-10 min, aż pojawi się dużo bąbelków.
W dużej misce zważ, przesiej przez sitko i wymieszaj wszystkie suche składniki: mąkę, cukier puder, cukier waniliowy, sól i proszek do pieczenia. W osobnym naczyniu odmierz olej i wódkę.
Gdy drożdże wyrosną, wymieszaj razem wszystkie składniki. Najpierw wymieszaj szpatułką, następnie wyrabiaj rękoma przez około 10 minut aż ciasto będzie gładkie i łatwo będzie odchodzić od ścianek miski. Miskę wysmaruj odrobiną oleju, umieść w niej ciasto i odstaw w ciepłe miejsce na co najmniej godzinę.
Z ciasta odmierz porcję 60 g. Uformuj kulkę zawijając brzegi do dołu (ciasto musi być dobrze sklejone). Na koniec połóż ciasto na kawałku papieru i odłóż na tace. Tacę przykryj plastikową folią i odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (ok. 30 minut).
Gdy odłożysz pączki do wyrastania od razu zacznij podgrzewać olej. Gdy olej będzie miał około 175 stopni, a ciasto ładnie wyrośnie można zacząć smażyć. Każdy pączek powinien się smażyć do złotego koloru z obu stron. Po usmażeniu odłożyć pączki na papierowy ręcznik.
Nadziewanie:
Gdy paczki są nadal ciepłe zrób z boku dziurę małym nożykiem, następnie wstrzyknij nadzienie za pomocą rękawa kuchennego lub rękawa kuchennego ze specjalną końcówką do nadziewania. Na koniec odłóż na chwilę pączki dziurka do góry by nadzienie nie wypłynęło. (patrz zdjęcie poniżej).
Lukier:
Lukier robię mieszając kilka łyżek przesianego cukru pudru z kilkoma łyżkami gorącej wody (używam wody z kranu) oraz kilkoma kroplami soku z limonki lub cytryny i odrobiną cukru z wanilią. Zaczynam od małej ilości wody i stopniowo dodaję więcej by uzyskać pożądaną konsystencje. Lukier staje się bardziej przeźroczysty, gdy zastygnie. Wierzch pączka zanurzam w lukrze i czekam chwilę, aż nadmiar spłynie. Posypuję suszonymi malinami, gdy lukier jest nadal mokry.
Mleko powinno być jak najcieplejsze, ale nie powinno parzyć zanurzonego w nim palca. Zazwyczaj używam Alpro Soya Unsweetened. Używając mleka Anglamark drożdże wyglądały na zważone, ale pączki wyszły dobre.
Do wyrabiania najwygodniejszy jest ciężki żeliwny garnek. Można też wyrabiać na stole (jest niższy od blatu kuchennego), lub przytrzymując miskę między udami.
Używam tylko ilości mąki podanej w przepisie. W czasie wyrabiania i lepienia nie podsypuję już mąką, ponieważ może ona zepsuć konsystencje lub spalić się podczas smażenia. By unikać przyklejania się ciasta używam oleju w minimalnej ilości.
Ciasto jest dość klejące, więc klasyczne ugniatanie dolną częścią wnętrza dłoni się nie sprawdzi. Lepiej jest trzymając palce razem ułożyć dłoń w kształt haka, zagarniać ciasto od dna i lekko szarpać do góry.
Do smażenia najlepszy jest duży i płaski garnek. Ja używam wielkiego woka. Od wielkości garnka zależy ilość potrzebnego oleju. Najważniejsze żeby pączki mogły swobodnie pływać bez dotykania dna (ok. 4cm).
Do kontrolowania temperatury najlepszy jest termometr z sondą (igła na kabelku). Może być zanurzony w oleju przez cały czas, więc łatwiej jest kontrolować temperaturę. Temperatura spadnie po dodaniu paczków. Należy ją kontrolować przez zwiększanie i zmniejszanie mocy palnika. Nie należy wrzucać zbyt wielu pączków na raz, ponieważ obniża to gwałtownie temperaturę.
Układanie pączków na osobnych papierkach pomaga w przenoszeniu do oleju. Jeśli chwytamy tylko za papier bez dotykania ciasta, to zmniejszamy szansę, że się zniekształcą i ucieknie z nich powietrze.
By paczki miały obrączki pączki muszą być dobrze wyrośnięte, ale nie przerośnięte, bo wtedy łatwo uchodzi z nich powietrze przy przenoszeniu. Nie można ich też zbyt mocno smażyć, ponieważ staja się ciężkie i po przewróceniu zbyt głęboko się zanurzają.
Norweskie grzane wino pełne słodyczy i aromatu przypraw. Poprawi humor w nawet najciemniejszy i najzimniejszy wieczór.
Składniki na 2-3 porcje:
Laska kory cynamonu
5 goździków
4 strączki kardamonu
pół gwiazdki anyżu
2cm świeżego imbiru
pół pomarańczy
1 ziarnko pieprzu
1 szklanka wody
pół szklanki cukru
2 szklanki wina (najlepiej niedrogiego wina)
ewentualnie kieliszek koniaku lub wódki
Imbir pokroić w cienkie plasterki. Goździki i kardamon zmiażdżyć w moździerzu lub płaską stroną noża. Pomarańczę pokroić w plasterki.
W garnku umieścić wodę, cukier, pomarańcze i wszystkie przyprawy. Zagotować, poczekać aż rozpuści się cukier i zmniejszyć ogień. Dodać wino i ewentualnie wódkę lub koniak. Płyn podgrzewasz na minimalnym ogniu przez 20-40 min. Nie należy przekraczać temperatury 70 stopni (nie dopuszczać do gotowania się). Gløgg z przyprawami można też odstawić do lodówki na całą noc i przed podaniem ponownie podgrzać
Migdały można pokroić (niezbyt drobno, na 2-3 części) i pomieszać z rodzynkami.
Ciepły gløgg przecedzić, przelać do szklanek i dodać po łyżce mieszanki orzechów z rodzynkami.
Szukając autentycznego przepisu na gløgg ustaliłam, że nie istnieje jeden właściwy przepis. Najczęstszymi elementami wspólnymi jest woda cukier, tanie czerwone wino, kora cynamonu, skórka pomarańczy, goździki, kardamon i oczywiście element charakterystyczny rodzynki i migdały. Dlatego nie bójcie się pominąć którejś z przypraw jeśli nie macie jej akurat w domu. Wiele przepisów zawiera też laskę wanilii, ale umówmy się… kogo stać na takie luksusy? 😉
Ciekawostki:
Podgrzewane wino pito w Skandynawii co najmniej od XVI wieku.
W Średniowieczu grzanemu winu przypisywano wiele właściwości prozdrowotnych, np. wierzono, że leczy zimową depresje. Czyż to nie wspaniała wymówka by upijać się tym aromatycznym trunkiem? 😉
Nazwa pochodzi z początku XVII wieku od szwedzkiego „glödat vin”, co znaczy podgrzewane wino. Czyli w zasadzie znaczy to to samo co polski „grzaniec”/ „grzane wino „;)
W XIX wieku w Szwecji picie gløggu stało się tradycją Świąt Bożego Narodzenia (nor. Jul) i stamtąd razem z innymi obyczajami, np. Dzień św. Łucji czy świąteczne gwiazdy, przywędrowało do Norwegii.
Gløgg można też przyrządzić w wersji bez alkoholu, używa się wtedy soku z czerwonej porzeczki lub jabłek.
Obecnie najczęściej Norwedzy przygotowują gløgg w wersji ekspresowej, tzn. mieszają gotowy syrop ze sklepu z wrzątkiem 😦
Kuchnia norweska charakteryzuje się prostotą i nie ma tu aż tylu rodzajów ciast jak w Polsce. To ciasto ma w sobie bardzo norweskie i popularne tu składniki:
śmietanę – norweskie produkty mleczne mają wyjątkowy, inny niż w Polsce smak,
marcepan, którego szczególnie norweskie dzieci uwielbiają
maliny – podobnie jak truskawkami świetnie sobie radzą w norweskim klimacie
Jest to jedno z moich ulubionych ciast z krememem. Kremowość, słodycz i kwaśne maliny świetnie się nawzajem balansują. W żądnym innym torcie nie spotkałam się z orzechami, a dodają one fantastycznego smaku i urozmaicają teksturę. Do tego kołderka z marcepanu jest nieporównywalnie smaczniejsza niż masa cukrowa amerykańskich tortów. Tort można udekorować na kilka sposobów, o których wspomniałam na samym dole przepisu.
Składniki:
biszkopt:
5 jajek (koniecznie wyjąć kilka godzin wcześniej z lodówki by miały tempereturę pokojową)
150 g cukru
150 g maki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
krem:
600 ml dobrze schłodzonej śmietanki 30%
1-2 łyżki cukru pudru (przesianego przez sitko)
100 ml zimnego mleka
400g malin (np. jedno opakowanie mrożonych. W Norwegii można kupić gotowe, zmiksowane i zamrożone maliny, tzw. bringebærsyltetøy. Nie mylić z dżemem z malin;)
garść orzechów włoskich
do dekoracji:
500 g masy marcepanowej do dekoracji tortów
rozpuszczona czekolada w rękawie kuchennym lub rożku z papieru do pieczenia z małym otworem
kilka malin/ truskawka pokrojonych w plasterkach
ewentualnie listki mięty lub melisy
Maliny gotuję w rondlu do momentu aż się rozmrożą, rozpadną i zgęstnieją do konsystencji dżemu. Odstawiam do wystygnięcia.
Piekarnik nagrzać do 160 stopni.
Jajka ubić z cukrem mikserem, do momentu aż masa będzie dobrze napowietrzona i o wiele jaśniejsza. Może to zająć do 10 min.*
Dodać mąkę i proszek do pieczenia przesiewając przez sitko. Następnie za pomocą silikonowej szpatułki delikatnie, ale dokładnie wymieszać. Trzeba robić to naprawdę dokładnie, bo mąka lubi zbijać się w gródki i ukrywać na dnie masy.
Tortownicę o średnicy 24 cm wyłożyć papierem do pieczenia i przelać do niej masę. Wygładzić powierzchnię szpatułką. Piec w piekarniku przez ok. 40 min. Pod koniec sprawdzić czy ciasto nie jest surowe za pomocą wykałaczki.
Wyjąć biszkopt z piekarnika i odstawić do wystudzenia.
Ostudzony biszkopt przekroić na 3 równe blaty. Śmietanę z cukrem pudrem ubić na sztywno.** Orzechy posiekać.
Pierwszy biszkoptowy blat nasączyć mlekiem. Następnie posmarować połową malin, mniej niż połową ubitej śmietany i obficie posypać orzechami. Powróżyć z drugim pięterkiem. Przykryć ostatnim blatem i również nasączyć go mlekiem. Na koniec posmarować ciasto z każdej strony cienką warstwą kremu. Odstawić do lodówki.
Masę marcepanową lekko rozgrzać ugniatając w dłoniach. Blat posypać cukrem pudrem i rozwałkować masę na kilkumilimetrową grubość. Przymierzyć ciasto, by sprawdzić czy masa jest wystarczająco szeroka by pokryła całą powierzchnie i sięgnęła do boków. Następnie przełożyć marcepan na ciasto i delikatnie dopasować go do boków. Można wyciąć cienki pasek z marcepanu by zasłonić dół ciasta.
Powierzchnię ciasta można udekorować rozpuszczaną czekoladą, owocami i listkami ziół. ***
*Masa jest dobrze ubita jeśli i na powierzchni możemy napisać Ole – popularne norweskie, męskie imię, czytane ‘Ule’. Zobacz zdjęcie poniżej.
**Śmietanę należy ubić tuż przed podaniem ciasta lub użyć modyfikowanej skrobi ŚmietanFix).
*** Polecam wpisać w Google grafikę ‘marsipankake pynting’. Znajdziecie tam inspiracje to wzorków z czekolady. Ciasto często dekorowane jest także przez wycięcie i zawinięcie masy dośroska i wypełnienie powstałej dziury owocami, tzw. åpen marsipankake. W święto niepodległości Norwegii ciasto dekoruje się małymi flagami i owocami w kolorach norweskiej flagi – truskawki, maliny, borówki amerykańskie.
Miało być norweskie imię Ole, a chyba z przyzwyczajenia podpisałam się własnym ;P
Wegańska alternatywa dla omletu z jajek. Ten przepis jest genialny ponieważ jeśli tylko zdobędziecie główny składnik, czyli mąkę z ciecierzycy to będziecie mogli prosto i szybko przyrządzić zdrowe i pyszne śniadanie.
Składniki na jedna porcję:
pól szklanki maki z ciecierzycy
pół szklanki niesłodzonego mleka roślinnego, ewentualnie wody
łyżka oleju + olej do smażenia
1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
Szczypta czarnej soli kala namak
Szczypta pieprzu
Szczypta kurkumy
łyżeczka płatków drożdżowych
Szczypta suszonego czosnku
Można też dodać inne przyprawy takie jak wędzoną papryką, Kumin, curry, zioła
Przykładowe dodatki:
Kilka plasterków cukinii
5 pomidorków koktajlowych przekrojonych na pół
Z pieczarki przekrojowe w ćwiartki
Garść mieszanki sałat
2 łyżki baba ganoush
Wszystkie składniki na omlet dokładnie wymieszać, tak by ciasto nie miało grudek. Najlepiej zostawić na 15 min. Dobrze jest też zrobić więcej i odstawić na 24 h do lodówki.
2. Warzywa podsmażyć na odrobinie oleju i doprawić solą i pieprzem. Zdjąć z patelni.
3. Na tej samej patelni rozgrzać niewielką ilość oleju, wlać ciasto i rozprowadzić po całej powierzchni. Smażyć na średnim ogniu przez kilka minut z obu stron, najlepiej pod przykryciem.
4. Placek podaję posmarowany baba ganoush i z podsmażonymi warzywami.
To jest porcja dla jednej osoby, ale zazwyczaj podwajam ilość składników. Smażę jeden gruby placek, kroję na pół i podaje po połowie na osobę. Z podwójnej porcji wychodzi zbyt gruby by można to było zwinąć.
Jeśli chodzi o składniki ciasta to najważniejsza jest mąka z ciecierzycy, mleko lub woda, proszek do pieczenia, olej i sól. Przypraw można dowolnie zmodyfikować lub całkowicie pominąć. Można też użyć innych takich jak: wędzona papryka, kumin, curry, suszone lub świeże zioła, podsmażoną zielona cebulkę i czosnek.
Mąkę z ciecierzycy możecie dostać w sklepach z żywnością importowaną lub ze zdrową żywnością. W Norwegii kupicie ją w sklepach egzotycznych pod nazwą gram flour. Biorąc pod uwagę jak dużo możecie z kilograma mąki zrobić omletów, prawdopodobnie ciecierzycowy placek jest tańszy niż oryginał z jajek. Nawet jeśli jedyną opcją jest zamówienie mąki online i płacenie dodatkowo za przesyłkę. Jak już zdecydujecie się na wycieczkę do takiego sklepu lub wysyłkę online to polecam zaopatrzyć się również w sól mała namak i płatki drożdżowe – przydają się do wielu roślinnych potraw.
Jeśli chodzi dodatki to wykorzystajcie to co macie w lodówce i na co macie czas. Warto dodać jakiś sos, ja używam baba ganoush, może być też sos czosnkowy, pomidorowy lub śmietana. Można też podsmażyć drobno pokrojone warzywa i zalać je ciastem.
To danie najbardziej kojarzy się z Tajlandią i nazywane jest przez Tajów Som Tum, co dosłownie oznacza „ubijać kwaśne (składniki)”. Jednak sałatka orginalnie wywodzi się z Laosu (tam som), a można ją spotkać także w Kambodży (bok i’hong), czy Wietnamie (goi du du). W oryginalnym przepisie wszystkie składniki unijne są w wielkim kamiennym moździerzu, za pomocą drewnianego tłuczka. Opisałam jak można sobie poradzić bez egzotycznych narzędzi i podałam zamienniki trudno dostępnych składników. Pominęłam lub zastąpiłam niewegetariańskie dodatki, czyli suszone krewetki, sos rybny i małe kraby (używane w kambodżańskiej wersji). Przedstawiam wam przepis, który różni się od tradycyjnego, jednak dzięki tym zmianom mamy szansę na przyrządzanie tej sałatki w Europie. Myślę, że zdobycie zielonej, czyli zwyczajnie niedojrzałej papai jest dla nas wystarczającym wyzwaniem.
Składniki na dwie porcje:
Dresing:
2 łyżeczki sosu sojowego
2 łyżeczki cukru (oryginalnie cukier palmowy)
Sok z 1 lionki (pozostaw skórkę)
2 ząbki obranego czosnku
1 czerwona papryczka chili
Pół łyżeczki pulpy z tamaryndowca (Można pominąć i zwiększyć ilość soku z cytryny)
Pół niewielkiej zielonej papai (moja była niewiele większą od cukinii)
1 marchewka
15 strączków fasolki szparagowej (w oryginalnym przepisie wspięga chińska – ang. long beans)
5 pomidorków koktajlowych
1-2 łyżki prażonych orzeszków ziemnych
Do dekoracji można użyć świeżej kolendry
Papaję i marchewkę obierz i pokrój na cieniutkie i długie paseczki *. Chili pokrój na mniejsze części. Jeśli używasz cukru palmowego posiekaj go drobno. Fasolkę przekrój na 2-3 części. Orzeszki posiekaj. Pomidorki przekrój na pół.
Jeśli posiadasz moździerz miażdż w nim czosnek i chili. Następnie dodaj cukier, sok z limonki, kawałki skórki i miażdż aż cukier się rozpuści. Kontynuuj miażdżenie z fasolką, a na koniec papają, marchewką i pomidorkami
Jeśli nie masz moździerza: składniki na dressing można zmiksować w blenderze. Natomiast papaje, marchewkę, pomidory i skórki z limonki umieścić w misce i ugniatać, np. butelką, drewnianym tłuczkiem do mięsa, wyczyszczonym, gładkim kamieniem. Ja użyłam butelki po sosie sojowym z plastikową główką, innym razem użyłam ugniataczki do robienia drinków.
Sałatkę podawać posypaną orzechami. Można też dodać kolędę.*Użyłam specjalnej obieraczki z pofalowanym ostrzem, która kroi warzywa w długie paski. Tajowie używają takiej obieraczki lub zwykłego ostrego noża. Wystarczy jedna ręka przytrzymać owoc i uderzać nożem w papaja, tworząc płytkie i gęste nacięcia wzdłuż owocu. Następnie odciąć cienki plaster z powierzchni – patrz zdjęcia poniżej.
Papaie można kroić za pomocą zwykłego noża lub przy pomocy specjalnej obieraczki z pofalowanym ostrzem
Jak poradzić sobie bez moździeża: blender, miska i ubijaczka z butelki po sosie sojowym
Jak to się dzieje, że nie mam konta na Tik Tok, a jestem na bieżąco ze wszystkimi tiktokowymi food-trendami? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, za to przygotowałam dla was wpis z wegańskim przepisem i trickami byście mogli łatwiej i szybciej przygotować.
Nie porwałam się na tłumaczenie orginalnej nazyw tego trendu, czyli ‚pancake cereal’. Jeśli jakimś cudem nie wiesz jeszcze o tym fenomenie to są to penkejki, które je się jak płatki śniadaniowe!
Składniki na 2 porcje:
1 szklanka mąki
1 szklanka mleka roślinnego
1 łyżeczka cukru waniliowego
1 łyżka octu
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
2 łyżki oleju + olej do smażenia
do podania można użyć: mleko, syrop klonowy, owoce, kawałki czekolady, orzechy, cynamon, kawałek masła
W małej miseczce wymieszać mleko z octem i odstawić na 5 min.
W dużej misce wymieszać wszystkie suche składniki.
Następnie dodać mleko z octem, olej i krótko wymieszać.
Ciasto przelać do plastikowej butelki z dziubkiem.
Rozgrzać patelnie. Za pomocą silikonowego pędzelka rozsmarować niewielką ilością tłuszczu. Zachowując odstępy, wyciskać z butelki małe porcje ciasta – ok. 2 cm pamiętając, że urosną. Gdy placki nabiorą złotego koloru, przewrócić każdy z osobna na druga stronę i piec jeszcze chwilę.
Podawać tak jak lubicie jeść zwykłe penkejki lub w misce z mlekiem jak płatki śniadaniowe.
Tricki:
Do wylewania ciasta na patelnie najwygodniejsza jest plastikowa butelka z dziubkiem. Moją kupiłam w Ikei i przydaje się do wielu zadań w kuchni. Można użyć też rękawa kuchennego do dekorowania tortów. Jeśli nie macie żadnego z powyższych możecie użyć strzykawki lub woreczka strunowego. W przypadku ostatniego pamiętajcie by najpierw wlać ciasto do środka, a dopiero potem odciąć róg nożyczkami.
Smażenie mini penkejków jest bardzo czasochłonne. By ułatwić sobie przewracanie najlepiej wylewać ciasto tylko przy brzegach patelni i używać cienkiej łopatki do przewracania (patrz zdjęcie poniżej). Można też smażyć pod przykrywką i gdy górna część placka nie jest już surowa, przekręcić na drugą stronę.
O wiele szybszym sposobem będzie pieczenie w piekarniku. Wystarczy wycisnąć ciasto na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i posmarowanym minimalna ilością tłuszczu. Piec w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni przez kilka minut. Tak przygotowane placki nie będą wyglądać jak penkejki, za to będę chrupiące, przez co niektórzy mogą je lubić nawet bardziej od oryginału.
Jeśli chcemy je jeść jako płatki śniadaniowe to najlepiej najpierw polać je syropem klonowym i wymieszać, a potem dodać mleko i ewentualne dodatki.
To jedno z dziwnych rzeczy, których spróbowałam w czasie podróżowania po Azji. Choć na ten napój natknęłam się w będąc w Ha long w Wietnamie, to wywodzi się on z Tajwanu, ale sprzedawany jest też w USA, Singapurze, Japonii, Malezji i Chinach. Słyszałam, że swego czasu był on tak popularny, że ludzie stali godzinami w kolejkach by go zdobyć. Swoją drogą kupienie go w kawiarni ma swoje plusy, np. nie myślimy o tym jak bardzo jest on niezdrowy. Dopiero robiąc go w domu uświadomiłam sobie, że ta niewinna herbatka jest potężnym źródłem cukru, soli, jak i tłuszczu. Jednak choć nazwa sugeruję jakąś dziwną azjatycką miksturę, do tego ja właśnie nastraszyłam was jak bardzo jest ona niezdrowa, to jest ona warta ryzyka i grzechu 😉 Jest to jeden z najpyszniejszych napoi jakie w życiu piłam i was zachęcam żebyście choć raz go spróbowali.
Składniki (orcja pianki na ok. małe 4 herbaty):
100 g serka kremowego Philadelphia
50 g cukru białego
100 ml śmietany kremówki
50 ml pełnotłustego mleka (użyłam mleka sojowego)
1 łyżeczka soli morskiej w kryształach (jeśli używacie miałkiej soli to należy jej użyć znacznie mniej)
Ser i cukier zmiksować przez kilka minut, aż cukier się rozpuści.
Dodać resztę składników i miksować do momentu, gdy masa nabierze konsystencji dobrze napowietrzonej, kremowej, ale rzadkiej piany. Pianka jest rzadsza niż śmietana kremówka ubita na sztywno.
Przygotować szklanki. Na dnie każdej ze szklanek umieścić 1-2 łyżki tapioki (jeśli jej używamy). Następnie dodać kostki lodu i napełnić szklankę zimną herbatą, zostawiając 3 cm. Dopełnić szklankę serową pianką. Wierzch pianki posypać niewielką ilością soli.
Pić najlepiej przez słomkę. W casie picia mieszać pianę z herbatą.
Moja pierwsza herbata z serem i boba w Ha long, Wietnam.
Znudzeni tłuczonymi ziemniakami do obiadu? Fløtegratinerte poteter, czyli ziemniaki zapiekane ze śmietanką i serem to idealne urozmaicenie obiadu, np. przy szczególnych okazjach. Mimo że te ziemniaki to pyszny komfort food, to zrobienie ich jest banalnie proste i nie wymaga żadnych wyszukanych składników.
Taki sposób przyrządzania ziemniaków prawdopodobnie nie narodził się w Norwegii (wydaje mi się, że jadłam je wiele lat temu w USA), jednak są one tu bardzo popularne i lubiane przez wszystkich Norwegów.
Składniki na ok. 8 porcji:
1 kg ziemniaków
400ml śmietany kremówki lub kwaśnej śmietany kremówki (kremflote lub matflote)
2-4 ząbki czosnku
1 łyżeczka soli
½ łyżeczka pieprzu
Garść startego, żółtego sera
Odrobinę masła lub oleju
Piekarnik nagrzać do 200 stopni.
Ziemniaki obrać i pokroić w plasterki grubości 3-5 ml. Czosnek posiekać lub przecisnąć przez praskę.
W misce wymieszać ziemniaki, śmietankę, czosnek, sól i pieprz.
Płaskie naczynie żaroodporne wysmarować cienko tłuszczem. Ziemniaki z sosem przełożyć do naczynia (plasterki powinny leżeć płasko) i przykryć je folia aluminiową.
Wstawić do piekarnika na 30 min.
Następnie usunąć folie, posypać wierzch ziemniaków serem i piec przez koleinie 20 min. Na koniec ziemniaki powinny być miękkie, a ser lekko przybrązowiony.
Tofucznica to jeden z wegańskich przepojów wszechczasów. To jedno z tych dań, które sprawia że weganie nie tęsknią za tradycyjną dietą. Muszę jednak zaznaczyć, że tofucznica ma tylko lekki posmak jajek i znacząco różni w smaku się od jajecznicy. Jednak wizualnie jest nieomal identyczna, a co najważniejsze jest smaczna, zdrowa, zawiera dużo białka i idealnie zastępuje tradycyjna potrawę.
W pewnej kwestii tofucznica jest nawet lepsza niż jajecznica – mowa o łatwości przygotowania. Wszyscy chyba znamy słynne słowa Gordona Ramseya: “Take it off the heat, go back to the heat – take it off the heat”. W przeciwieństwie do jajek tofu nie da się przesuszyć. Smażąc tofucznicę zbędna jest żonglerka garnkiem według Gordona. Jeśli lubicie jajecznicę bardziej mokrą i kremową wystarczy dodać do niej więcej mleka roślinnego.
Następnie dodać pokruszone palcami tofu i wymieszać. Smażyć aż lekko się przybrązowi.
Dodać wszystkie przyprawy oraz mleko i smażyć jeszcze przez minutę. ***Im dłużej smażymy tradycyjną jajecznicę tym staje się ona bardziej sucha. Smażąc tofucznicę wilgotność regulujemy przez dodanie mleka. Jeśli lubimy delikatnie ścienną tradycyjną jajecznicę, to do tofucznicy należy dodać 4 lub więcej łyżek mleka.
Najlepiej podawać ze szczypiorkiem.
Tofucznicę można podawać na śniadanie tak jak normalną jajecznicę. Można też jeść ją na obiad, np. z ryżem i sałatką. Doskonale nadaje się też do kanapek, sałatek, wrapów i lunchboxów, szczególnie tych które zjemy na wynos, ponieważ tofucznica równie dobrze smakuje na zimno.
Nazwa oznacza dokładnie łamiący się/chrupiący chleb. Ten chleb jak większość potraw kuchni norweskiej jest genialny w swojej prostocie. Porównując do typowego chleba, pieczenie (a dokładniej suszenie) jest banalnie proste. W dodatku dzięki suszeniu można go przechowywać bardzo długo – ja najdłużej trzymałam do w szafce przez 4 miesiące i po takim czasie był całkowicie jadalny 😉 Dzięki zawartości różnych ziaren i nasion jest to prawdopodobnie najbogatszy w składniki odżywcze chleb jaki istnieje. Jednak najważniejsze: ten chleb jest po prostu bosko chrupiący i pyszny!
Składniki:
¾ szklanki płatków owsianych ekspresowych
½ szklanki mąki żytniej pełnoziarnistej (można użyć białej pszennej, ale chlebki będą się znacząco różniły od oryginału)
½ szklanki pestek słonecznika
½ szklanki sezamu
¼ szklanki pestek dyni
¼ szklanki siemienia lnianego
1 łyżeczka soli
2 szklanki ciepłej wody
Rozgrzej piekarnik do 160 stopni.
W dużej misce wymieszaj suche składniki. Następnie dodaj wodę i znów wymieszaj. Odstaw na co najmniej 10 min by mieszanka mogła wchłonąć wodę.
Na największej, prostokątnej blaszce jaką masz rozłóż papier do pieczenia. Na papier wyłóż część masy (nie wylewaj wszystkiego na raz). Rozprowadź masę na całej powierzchni blaszki, tak cienko jak to możliwe – powinna mieć ok 3 mm. Jeśli masa nie zmieści się na jednej blaszce to nie dokładaj na grubiej, tylko użyj dodatkowej blaszki.
Wstaw do piekarnika na 10 min. Następnie wyciągnij z piekarnika i nożem do pizzy lub zwykłym pokrój ciasto na prostokąty wielkości kromek chleba. Ponownie wstaw do piekarnika.
Piecz przez ok. 60 min. Co jakiś czas sprawdzaj piekarnik, ponieważ czas pieczenia może się znacząco różnić. Chlebki są gotowe, gdy są chrupiące i suche jednak nie brązowe. Mogą być minimalnie wilgotne na środku blaszki. Pod koniec pieczenia można je także przewrócić na druga stronę by ułatwić wysuszenie spodu przylegającego do papieru.
Gdy chlebki są upieczone, wyjąć je z piekarnika i delikatnie połamać wzdłuż wcześniej wykrojonych linii. Wystudzić je na kratce lub ścierce. Gdy będą kompletnie chłodne przełożyć do pudełka lub woreczka.
W pełni suche chlebki można przechowywać w suchym miejscu przez wiele tygodni.
Zakochacie się w tej chrupiącej, złotej skórce! Wybaczcie mi tą kulinarno-lingwistyczną hipokryzję w tytule. Tofu nigdy nie będzie smakowało jak kurczak. No może smak jeszcze da się załatwić glutaminianem sodu, ale nawet wtedy pozostaje niepodrabialna tekstura. Jednak takie było może skojarzenie, gdy pierwszy raz tego spróbowałam, więc ośmielam się użyć tej być może kontrowersyjnej nazwy. Przede wszystkim, tak smażone tofu jest świetnym substytutem smażonych kawałków kurczaka i świetnie sprawdzi się w sałatkach, na wypasionych kanapkach, a nawet stworzy obiadowe trio razem z ryżem i warzywami.
Składniki:
200 g tofu
2 łyżki tahini
1 łyżka Srirachy
4 łyżki wody
1 łyżka sosu sojowego
Pieprz
Olej do smażenia
Tofu pokroić w prostokątne, długie plastry, grubości 0,3 cm.
W miseczce wymieszać tahini, sos sojowy, pieprz i srirachę.
Na patelni mocno rozgrzać olej. Tofu smażyć z dwóch stron do uzyskania złotego koloru.
Następnie dodać sos i szybko połączyć z tofu, najlepiej przez podrzucanie na patelni. Poczekać aż płyn odparuje. Smażyć do momentu aż tofu uzyska chrupiącą skórkę. Podsmażyć również na drugiej stronie.
Chciałabym żebyście ten przepis i listę jego składników potraktowali jako inspirację. Przepis, który niżej podałam jest sprawdzony i warto się go trzymać, by zwiększyć prawdopodobieństwo usatysfakcjonowania waszych kubków smakowych. Jednak jeśli akurat nie macie w domu wszystkich składników, to nie rezygnujcie ze zjedzenia mielonych! Poniżej zamieszczam triki i porady, byście zrozumieli jak zrobić wegańskie mielone, a potem eksperymentować i dopasować mielone do swoich preferencji.
Główny składnik i źródło białka
Bez fasoli kotlety nie miałyby sensu, bo dzięki niej zyskamy porządną porcję białka. Możemy czerwoną zastąpić czarną. Nigdy nie eksperymentowałam z soczewicą, ale zielona lub brązowa powinna się sprawdzić.
Sklejacz
Płatki owsiane działają jak jajo i dzięki nim kotlety się nie rozpadną. Można je również zastąpić płatkami jaglanymi. Jeśli akurat została wam z obiadu ugotowana kasza jaglana to też świetnie się tu sprawdzi. Wystarczy zblendować ją z minimalną ilością wody.
Konsystencja i więcej warzywek
Buraka można pominąć lub zastąpić. Ma on na celu urozmaicenie konsystencji, wzmocnienie koloru i wzbogacenie posiłku pod względem wartości odżywczych. Można też dodać inne dodatki, np. startą marchewkę, podsmażoną cebulę lub pieczarki.
Mięsopodobny smak
Moim trikiem w nadaniu kotletom „mięsozastępującego” smaku jest wymieszanie dużej ilości różnych przypraw dzięki czemu jedzący będzie miał zdezorientowane kubki smakowe 😉 Nie polecam pomijania jedynie sosu sojowego i czosnku.
Możecie też pójść na łatwiznę i dodać gotową mieszankę przypraw, np. przyprawę do kotletów mielonych, przyprawę do grilla. Nie jest to zbyt eleganckie, ale w ostateczności zamiast przecieru pomidorowego można użyć keczupu.
Składniki na około 4 kotlety:
¼ szklanki płatków owsianych
¼ szklanki wrzątku
½ szklanki startego, surowego buraka (ok. ½ małego buraka)
1 puszka czerwonej fasoli
3 łyżki mąki
bułka tarta do obtaczania
olej do smażenia
przyprawy:
1 ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
½ łyżeczki słodkiej papryki
Szczypta ostrej papryki
½ łyżeczki kuminu
2 łyżeczki sosu sojowego
1 łyżeczka słodkiej musztardy
1 łyżeczka przecieru pomidorowego
Szczypta pieprzu
Szczypta soli
Płatki owsiane zalać wrzątkiem i ostawić na 5-10 min, czyli do momentu aż wchłoną wodę.
Fasole odcedzić z zalewy i przepłukać wodą. Przełożyć do duże miski i delikatnie rozgnieść widelcem – potrzebujemy większych i mniejszych kawałów, masa powinna być niejednorodna. Nie należy używać blendera.
Do fasoli dodać płatki, buraka, mąkę i wszystkie przyprawy. Delikatnie, ale dokładnie wymieszać, tak by nie zmiażdżyć kompletnie fasoli. Spróbować i w razie potrzeby dodatkowo doprawić.
Bułkę tartą wsypać do płaskiej miseczki. Moczyć ręce wodą i formować kotlety. Następnie obtoczyć je w bułce tartej.
Na patelni rozgrzać olej. Na średnim ogniu smażyć kotlety z obu stron, do uzyskania złotego koloru. Po usmażeniu odsączam nadmiar tłuszczu, odkładając kotlety na ręcznik papierowy.
Na tym blogu chcę pokazywać, że na diecie roślinnej można być kulinarnym patriotą! Przedstawiam danie wegańskie, jaki i męskie, tradycyjne, niedzielne i bliskie serca każdego polaka.
Jest to propozycja na wykorzystanie domowego seitanu z poprzedniego przepisu: Seitan, czyli mięso z mąki. W opisie do tego przepisu możecie przeczytać też o zaskakujących wartościach odżywczych seitanu i czym wyróżnia się spośród roślinnych alternatyw mięsa.
½ łyżeczki soli kala namak (można zastąpić zwykłą solą)
Pieprz
½ łyżeczki suszonego czosnku w proszku
Bułka tarta
Olej do smażenia
Ugotowany gluten pokroić na plastry grubości 0,5 cm. Ewentualnie, przed gotowaniem można “wyprany” gluten przekroić na dwie części, spłaszczyć go palcami, uformować w dwa cienkie kotlety i gotować w takiej formie.
Przygotować płaskie 2 miski. Do jednej wsypać bułkę tartą. W drugiej wymieszać 3 łyżki mąki i 3 łyżki wody, płatki drożdżowe, sól kala namak, suszony czosnek, sos sojowy i pieprz. Ciasto powinno mieć bardzo gęstą, ale wciąć płynną konsystencję, gęstszą niż ciasto naleśnikowe.
Osuszone kotlety obtoczyć najpierw w cieście z mąki, a następnie w bułce tartej. Jeśli ciasto/panierka nie chcą się trzymać, przyklepać je palcami.
Na patelni rozgrzać dość dużą ilość oleju. Na średnim ogniu smażyć kotlety z obu stron aż będą chrupiące.
Można odsączyć nadmiar tłuszczu, odkładając usmażone kotlety na ręcznik papierowy.
Wyobraźcie sobie, że w niedziele jecie tradycyjnego, pysznego schabowego w chrupiącej i złotej panierce. Dla waszego posiłku nie ucierpiało żadne zwierzę, przygotowanie kotleta było banalnie proste, a mięso kosztowało o połowę mniej. Do tego kotlet ten zawiera trzy raz więcej białka i o wiele mniej tłuszczu i kalorii. Czy to magiczny kotlet z baśni? Nie! To kolet z seitanu!
Seitan to, obok tofu i innych produktów sojowych, popularny zamiennik mięsa. Jego przewagą nad innymi mięsnymi alternatywami jest prostota wykonania. Każdy może przygotować seitan w domu, nie potrzebujemy żadnych specjalnych sprzętów, ani umiejętności. Niezbędny jest nam tylko jeden składnik: zwykła maka.
Jaka magia zamienia mąkę w mięso? Seitan powstaje przez wypłukanie z mąki skrobi. W taki sposób otrzymujemy gluten, z którego w 100% składa się seitan.
Seitan, jako roślinna alternatywa pozwala nam na zastąpienie mięsa w niezliczonych potrawach. Zachęcam was do eksperymentowania i zastępowania seitanem mięsa w waszych ulubionych potrawach.
Składniki na > 200g seitanu (czyli, np. 2 kotlety schabowe):
500 g mąki pszennej
półtorej szklanki wody
ok. 1 litr bulionu roślinnego
W dużej misce zagnieść ciasto z mąki i wody. Ugniatać długo, aż ciasto będzie elastyczne i przestanie przyklejać się do rąk. Miskę z ciastem przykryć ścierką i odstawić na co najmniej 20 min (można nawet na całą noc).
Do miski z ciastem wlać zimną wodę. Zwyczajnie ugniatać ciasto zamoczone w wodzie. Skrobia z ciasta będzie się w ten sposób wypłukiwać i barwić wodę, a ciasto będzie zmieniało konsystencję. W pewnym momencie masa zacznie się rozpadać, jadnak po dalszym ugniataniu wróci do zwartej konsystencji. Gdy tylko woda przybierze mleczny kolor, wylać i zastąpić czystą. Kontynuować ugniatanie ciasta i powtarzać wymianę wody do momentu, gdy woda przestanie barwić się na biało (może nadal być lekko mętna), a ciasto zamieni się w elastyczną i zwartą kulkę.
W garnku przygotowujemy intensywny i słony bulion. Może to być zredukowany bulion domowej roboty lub bulion z kostek/proszku. W drugim przypadku należy użyć więcej kostek niż w przepisie na opakowaniu (np. jeśli opakowanie poleca rozpuścić 2 kostki w 1 litrze to użyjmy 3 kostek). Bulion warto wzbogacić przyprawami, np. czosnkiem, zielem angielskim, liściem laurowym, imbirem, sosem sojowym, itp.
Do gotującego się bulionu dodajemy glutenową kulkę. Bulion musi go przykrywać. Gotujemy pod przykryciem, na małym ogniu, przez co najmniej 40 min do godziny.
Ugotowany i odcedzony seitan możemy używać na dziesiątki sposobów. Najprościej możemy traktować go jako wędlinę. Można z wykorzystywać go jako zamiennik mięsa w niezliczonych potrawach, np. stir-fry, gulasze, kotlety schabowe, burgery.
Wkrótce przepisy z wykorzystaniem seitanu pojawią się na blogu 🙂
Ciasto
Seitan przed ugotowaniem
Seitan przed ugotowaniem
Tradycyjny niedzielny obiad w 100% bez mięsa, nabiału i jaj
W opisie do tego przepisu nie będzie opiewań nad magicznym właściwościami kurkumy i złotego mleka. Ten napój piję ze względu na jego przepyszny smak i piękny kolorek. Moim zdaniem magia polega na tym że, w chłodne, ciemne, jesienne wieczory możemy otulić się niczym kołderką tym rozgrzewającym, słodkim płynem o wesołym kolorze.
Złote mleko można robić na wiele sposobów, jednak w moim przepisie są tylko łatwo dostępne składniki. Napój może być wegański, ale nie musi – mało i olej roślinny, mleko krowie i roślinne, miód i np. syrop klonowy możecie używać wymiennie. Przygotowanie jest maksymalnie proste, tak żebyście mogli szybko napełnić kubek i wrócić do oglądania Netflixa 😉
Śniadanie, które wymyśliłam kilka miesięcy temu i nadal jestem od niego uzależniona. Jest wegańskie, bezglutenowe, nie zawiera białego cukru. Mimo to jest słodkie, kremowe, ciepłe i przepyszne! To wegański super posiłek: zawiera aż 18,7 gramów białka, pokrywa 35% dziennego zapotrzebowania na żelazo, a jeśli dodamy chia lub siemię lniane, dostarczy nam też kwasów omega. Jednak ostrzegam, że jest też dość kaloryczny – dostarcza 557 kalorii.
Ja jem ten ciepły owsiany budyń na śniadanie, ale podany w ładnych pucharkach i przyozdobiony owocami, sprawdzi się też jako deser.
Składniki na 1 lub 2 porcje:
1 szklanka gorącego mleka (krowiego lub roślinnego)*
½ szklanki płatków owsianych
1 banan
2 łyżki kakao
1 łyżka masła orzechowego
1 gruszka
ewentualnie: 1 łyżka chia lub siemienia lnianego
Wszystkie składniki zblendować na gładką, kremową masę.
Można przyozdobić orzechami/owocami i podawać jako deser.
*Z taką ilością mleka wyjdzie nam kremowy budyń, który dodatkowo zgęstnieje podczas stygnięcia. Jeśli chcemy, np. spakować do w bidon i zabrać jako lunch do pracy/szkoły możemy dodać ok. pół szklanki mleka więcej, tak by można było go pić.
Czemu ja takie przepisy dodaje do kategorii z norweskimi przepisami? Taco to oczywiście kuchnia tex-mex, jednak jest ona w Norwegii niesamowicie popularna. Chciałabym by w dziale „Inspirowane Norwegią” znalazły się oprócz przepisów tradycyjnych również dania, które nie pochodzą z kraju fiordów, ale pokazują codzienną i autentyczną dietę Norwegów.
Ta sałatka jest zmodyfikowaną wersją sałatki serwowanej w pewnej popularnej norweskiej sieci restauracji. Pracując w tym miejscu niejednokrotnie był to mój obiad. W oryginale sałatka zawiera mięsny sos, który ja podmieniłam na jedyne dostępne w tamtej kuchni źródło białka, czyli fasolki i brokuły. Być może surowe brokuły są dla wielu kontrowersyjnym składnikiem, ale zaufajcie mi że są świetnie pasują, są pyszne i chrupiące.
Myślę że sałatka sprawdzi się nie tylko jako lunch lub obiad, ale również jako przekąska na przyjęciach, a szczególnie na grillach.
Składniki na jedną porcję:
1 garść mieszanki sałat (najlepiej z sałatą rzymską)
2 łyżki kukurydzy z puszki
2 łyżki czarnej fasoli z puszki
Kilka różyczek surowego brokuła
3 łyżki pico de gallo ( przepis na blogu)
2 łyżki sou czosnkowego
Ewentualnie kilka chipsów nacho.
Wszystkie składniki wymieszać.
Chipsy można podać w całości lub je pokruszyć i posypać po wierzchu.
Nie przyklejają się do gofrownicy, są pyszne i chrupiące. Co najlepsze nie zawierają żadnych wymyślnych składników! Obiecuję wam, że wszystkie potrzebne produkty macie w kuchni. Przez to, nie jest to przepis tylko dla wegan – przyda się też gdy mięsożercy zabraknie jajek i masła;)
Zdradzę wam jednak jeden smutny sekret. Z goframi jest już tak, że kluczem do sukcesu są nie składniki, przepis, ani wasze umiejętności, a gofrownica. Smaczne gofry można zrobić na każdym urządzeniu, jednak te chrupiące udadzą się tylko na gofrownicy z dużą mocą.
Składniki:
1 szklanka mąki
1 szklanka mleka (roślinnego)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
1 łyżka octu
2 łyżki oleju
1 łyżka cukru
1 łyżeczka cukru waniliowego
½ łyżeczki soli
Olej do smarowania gofrownicy, najlepiej spray do natłuszczania form
Najpierw włączyć gofrownicę.
W dużej misce wymieszać mąkę, cukier, proszek do pieczenia, cukier waniliowy, sól.
Następnie dodać mleko, olej i ocet wymieszać aż znikną grudki.
Na koniec dodać sodę i szybko wymieszać. Należy mieszać tak krótko jak to możliwe, bo inaczej zniszczymy bąbelki i ciasto będzie do wyrzucenia.
Mocno rozgrzaną gofrownicę spryskać tłuszczem w sprayu lub wysmarować tłuszczem przy użyciu silikonowego pędzelka. Powtarzać przed pieczeniem każdego gofra.
Na tortownicę wylewać równe porcję ciasta (używam miarki kuchennej o pojemności ½ szklanki), piec do momentu aż gofry nie będą surowe w środku, będą miały jasnobrązowy kolor i chrupiącą skórkę.
Najlepiej odkładać pojedynczo na kratkę kuchenną lub ścierkę kuchenną. Ciepłe gofry odkładane jeden na drugim na talerzu wilgotnieją od pary i tracą chrupkość.
Pewnie wujek przy świątecznym stole nafukał by na nas spod wąsów, gdybyśmy śmieli oskarżyć jego żonę o przygotowanie jakiejkolwiek wegańskiej potrawy. Jednak ta i wiele innych polskich potraw, które zamierzam pokazać na tym blogu jest roślinna. Swoją drogą ciekawi mnie, czy gdyby taka suróweczka nie była polska i tradycyjna przypadła by do gustu wujkowi z wąsami, gdybyśmy zaprezentowali mu ja jako „wegańską i bezglutenową, zdrową sałatkę z probiotykami” ;P
Surówka świetnie pasuje do kopytek, klusków śląskich, kotletów i (sele)ryb.
Składniki:
Dwie garście odciśniętej kapusty kiszonej (200 g)
1 jabłko (100g)
¼ cebuli lub mniej
1 marchewka (100g)
3-5 łyżek oleju (najlepiej rzepakowego)
Dużo mielonego pieprzu
Sól
Odciśniętą kapustę lekko pokroić, by skrócić ją do około 2 cm.
Jabłko i marchewkę zetrzeć na tarce o dużych oczkach (nie obieram ich, ale można to zrobić).
Cebulę obrać i zetrzeć na dużych oczkach lub drobno pokroić.
Wymieszać razem. Dodać dużo mielonego pieprzu i ewentualnie małą ilość soli. Na koniec dodać 3-5 łyżki oleju – tyle by surówka nie była sucha.
Polskie potrawy mączne to skarbnica wegańskich pyszności! Nie musicie tu kombinować i nic zamieniać. Chociaż wiele gospodyń używa do klusek jajek, to jest ono w nich kompletnie zbędne.
Kluski śląskie charakteryzuje dziurka. Zawsze, gdy chwalę się obcokrajowcom naszym narodowym daniem, to nazywam je „belly button dumplings” – kluski pępuszki. Ta dziurka nie służy tylko ozdobie. „Pępek” pomaga kluskom równo się ugotować i zbiera mnóstwo pysznego sosiku!
Wspomnę (choć pewnie dla każdego jest to oczywiste), że to tradycyjna potrawa śląska, którą je się z roladą (farsz zawinięty w mięso wołowe) i modrą kapusta (gotowana czerwona kapusta). Istnieje nawet legenda o tej potrawie, ma ona tytuł : „Legenda o bramie kluskowej”. W jarskiej wersji polecam kluski z sosem grzybowym i surówką z kiszonej kapusty.
Składniki na ok. 3-4 porcje:
1 kg ziemniaków
mąka ziemniaczana
sól
ewentualnie olej
Ziemniaki obrać, opłukać, wstawić do garnka i zaleć wodą. Posolić i gotować do miękkości.
Odcedzić i zostawić bez przykrycia (mogą być na sitku lub w garnku) by odparowały.
Przecisnąć przez praskę do ziemniaków lub przez maszynkę do mięsa. Ewentualnie bardzo dokładnie zgnieść tłuczkiem do ziemniaków. Uwaga! Nie należy ziemniaków blendować!
Do garnka wlać wodę, tak by miała co najmniej głębokość palca (ok. 7 cm). Posolić i zagotować.
Ziemniaki wsadzić do dużej miski i ewentualnie dosolić. Lekko wygładzić powierzchnię, wybrać (tak jakbyśmy kroili tort) 1/4 ziemniaków i odłożyć na bok. Dziurę po ziemniakach napełnić mąką ziemniaczaną.
Odłożone ziemniaki ponownie wsadzić do miski i całą masę zagnieść do uzyskania gładkiego ciasta.
Z ciasta toczyć rękami gładkie kulki wielkości orzecha włoskiego. W każdej kuleczce robić dziurkę przy pomocy palca lub końcówki drewnianej łyżki. Można palce maczać w mące ziemniaczanej jeśli ciasto się klei.
Kluski ostrożnie wrzucać do wrzącej wody. Gotować partiami, po kilka by swobodnie miały miejsce na dnie. Gdy kluski wypłyną na powierzchnię, gotować jeszcze minutę.
Następnie wycedzić i odstawić, na sitko do odcieknięcia. Podawać od razu lub polać je olejem by się nie skleiły.
Ponowne odgrzewanie: można wsadzić kluski na kilka minut do wrzącej wody, ale najlepiej i najwygodniej jest te podgrzać na patelni z sosem.
Wyobraźcie sobie, że budzicie się w niehandlową niedziele z nieodparta chęcią zjedzenia pancakes. Otwieracie lodówkę, a tam pusty karton po jajkach, mleko, resztka kaszy z piątkowego obiady i czarny banan? Zamykacie lodówkę i wybuchacie płaczem? Nie! Przypominacie sobie ten przepis i nie dość, że możecie zjeść pyszne naleśniczki, to jeszcze posprzątacie lodówkę!
Jak ja jestem dumna za tego przepisu! Jeszcze trzy lata temu, mieszkając w akademiku, próbowałam pozbyć się jajek z ciasta na pancakes. Niestety, akademik był wyposażony w kuchenkę elektryczną, na której gotowali jeszcze żakowie w czasach średniowiecza i prawidłowe rozgrzanie jej zajmowało prawdopodobnie cały semestr. Do tego patelnia wywieziona z domu, po latach smażenia schabowych, nie była już ani teflonowa, ani nieprzywierająca. Jednak dzielnie walczyłam i jadłam te zdeformowane, przypalone lub zakalcowate gnioty, bo przecież studentki nie stać na zmarnowanie 1 szklanki maki pszennej z Biedry. Od tamtego czasu, nie tylko zdobyłam lepszy sprzęt, ale przede wszystkim nauczyłam się wielu wegańskich trików.
W tym przepisie wykorzystuję aż trzy sposoby na zastąpienie jajek w cieście. Po pierwsze używam „triku wulkanowego”. Robiliście w podstawówce wulkan z piachu i erupcję przy pomocy sody oczyszczonej i octu? W tym przepisie zachodzi właśnie taka, choć mniej spektakularna erupcja. Druga alternatywa dla jajek to pektyna w bananie ( weganie używają też musów owocowych, np. jabłkowego, dyniowego). Ostatni trik to wykorzystanie kleistych właściwości ziaren. Ja wykorzystałam akurat kaszę jaglaną, ale podobne właściwości mają np., płatki owsiane. Inną alternatywą dla jajek są nasiona produkujące śluz, takie jak chia lub len. Jednak moim zdaniem taki glutek nie nadaje się do placków.
To jest bardzo stary przepis i wydaje mi się, że było on ze mną wiele lat temu, gdy byłam jeszcze nastolatką. Pamiętam, bo nigdy nie zapomnę awantur z mamą o blender ;P Były to czasy, gdy zauważyłam że wszystko z dodatkiem pomidorów jest smaczne. Więc moja dieta była wtedy mocno monotematyczna. Na szczęście od tamtego czasu moje spektrum smaków drastycznie się rozszerzyło.
Ta zupa to jeden z tych podchwytliwych roślinnych przepisów, które będą też smakować mięsożercom. Ta zupa krem jest istnym ideałem: tania, łatwa w przygotowaniu, pyszna, kremowa, pełna białka, błonnika i innych wartości odżywczych. W lato dodajmy sok z pomarańczy by była orzeźwiająca. W zimę imbir, curry i ostre przyprawy, by nas rozgrzała.
Z pisaniem tego przepisu miałam problem. Problem polega na tym, że nie chcę wam wmawiać, że jeśli nie dodacie pół łyżeczki tego i ćwierć szklanki tamtego, to wam nie wyjdzie. Najważniejsze żeby w garnku była soczewica, marchewka, pomidory, ziele, angielskie i czosnek. (No i oczywiście woda, sól i pieprz ;P). Resztę potraktujcie jak sugestie. Wykorzystajcie co macie w domu, na co jest promocja w Biedrze albo dopasujcie składniki do swoich upodobań. Ja bardzo lubię dodatek curry, ostrej papryki i dużą ilość czosnku, a przy podaniu ocet balsamiczny.
Zupa w towarzystwie jakiejś kanapki będzie fantanstycznym pełnym posiłkiem.
TIP jeśli jesteście słoikami i nosicie zupę do np. pracy:
Przygotujcie sobie gęstą zupę i przelejcie do słoików/pojemników. Na przerwie na lunch dolejcie wody i podgrzejcie. Oszczędzi wam to noszenia ciężkiej torby/plecaka.
Składniki:
2 marchewki
1 szklanka suchej soczewicy
1 puszka pomidorów
3 łodygi selera naciowego
4 łyżki oleju
2 ząbki czosnku
2 liście laurowe
4 ziela angielskie
4 szklanki wody lub bulionu
Sól
Pieprz
Słodka papryka w proszku
Przykładowe dodatki:
korzeń piertuszki
korzeń selera
Imbir suszony lub świeży
Ostra papryka świeża lub w proszku
Pieprz cayenne
Przyprawa curry
sok pomarańczowy
Masło
Ocet balsamiczny (do podania)
Bazylia świeża (do podania)
Czosnek drobno posiekać. Seler pokroić w poprzek włókien na cienkie plastry. Marchewkę pokroić w plasterki.
Na patelni rozgrzać oliwę. Imbir obrać, drobno posiekać i podpiec na oleju jako pierwszy. Dodać zmiażdżone ziele angielskie, liście laurowe i czosnek i smażyć przez 1 min.
Następnie dodać soczewicę, marchewkę i seler. Podsmażyć przez kilka minut.
Dodać wodę lub bulion. Na początku można dodać tylko tyle, by zakryła warzywa, a później dodawać więcej w miarę jak soczewica będzie wsiąkała płyn. W ten sposób mamy większą kontrolę nad konsystencją. Zmniejszyć ogień i gotować do momentu aż marchewka i soczewica będą prawie miękkie. Kilka minut przed końcem dodać pomidory.
Garnek zdjąć z kuchenki i zmiksować zupę na gładko blenderem ręcznym.
Garnek ponownie postawić na kuchence, na małym ogniu. W tym momencie doprawiamy przyprawami wybranymi spośród tych, które zaproponowałam lub według własnego gustu.
Zupę na koniec można rozrzedzić do osiągnięcia pożądanej konsystencji. Zupa z czasem gęstnieje, wiec rozrzedzanie można powtórzyć przy ponownym odgrzewaniu.
Można podawać z kleksem z octu balsamicznego, śmietany, oliwy, z ziołami, pestkami, grzankami, tostami itd.