Bruschetta

 

Dziś zapraszam na niepozorne włoskie danie. Kolejne tradycyjne danie, które bez modyfikacji jest wegańskie! Składa się z banalnych składników i chyba rozumiecie sami, że podawanie jakikolwiek proporcji w tym przepisie jest zbędne. Jednak składniki są tu kluczowe. Bruschetta będzie przyjemnością, jeśli zrobimy ją z bagietki i przypadkowych pomidorów z supermarketu. Jednak spójrzcie na zdjęcie i wyobraźcie sobie jak ona smakuje z najbardziej dojrzałymi i soczystymi pomidorami, domowym chlebem na zakwasie, intensywną oliwą z pierwszego tłoczenia, aromatycznym świeżo mielonym pieprzem i świeżo zerwaną bazylią.

Mały tip: bruschetta sprawdzi się idealnie jeśli musimy przygotować jedzenie dla wielu osób, ponieważ jest tania, prosta w wykonaniu i efektowna. Ponadto można ją podać osobom z różnymi ograniczeniami dietetycznymi ( możemy użyć chleba bezglutenowego).

2506-2019-02420681687904539815928.jpeg

Składniki:

dojrzałe pomidory

jasny chleb

oliwa z oliwek extra virgin

kilka ząbków czosnku

świeża bazylia

sól

pieprz

Pomidory okroić w ok 1 cm kostkę. Pamiętać o pozbyciu się głąba. Posolić i odstawić na sitku do odcieknięcia.

Następnie pokroić chleb i mocno go podpiec w piekarniku na kratce lub w tosterze. Mocno chrupiące chlebki natrzeć czosnkiem z jednej strony – pocierać tak jakbyśmy ścierali czosnek na tarce. Następnie na kromkę położyć tak dużo pomidorów jak się zmieści. Można nakładać je widelcem, łyżką cedzakową lub palcami, by pozbyć się nadmiaru soku. Na koniec doprawić świeżo zmielonym pieprzem, polać oliwą i przybrać listkami bazylii. Łączyć z pomidorami tuż przez podaniem. Inaczej chleb nasiąknie sokiem z pomidorów i straci chrupkość.

2506-2019-02442811687846752686738.jpeg2506-2019-02507801687913251904960.jpeg

2506-2019-02222631687884734733673.jpeg

Hummus

Jak głosi hasło wegan: „Bób! Hummus! Włoszczyzna!” Nie istnieje chyba osoba na jakiejkolwiek z diet roślinnych, która go nigdy nie próbowała. Złożę się, że jest to najpopularniejsze roślinne danie. Dlaczego humus jest tak popularny? Prawdopodobnie dlatego, że jest przepyszny, kremowy, pasuje do wszystkiego, jest prosty i szybki w przygotowaniu oraz tani.

Przyznam się, że między mną a humusem to nie była miłość od pierwszego obejrzenia. Prawdopodobnie nasz pierwszy raz zasługuję Biedroncę. Pamiętam, że pomimo przyjemności kubków smakowych, odrzucało mnie jego wnętrze bogate w sztuczne dodatki. Prawdopodobnie przez te sztuczne wzmacniacze i brak tahini, która była kilka lat temu droga i trudnodostępna, moje domowe hummusy były wielkim rozczarowaniem. Z doświadczenia ostrzegam, że prażenie i mielenie w blenderze ziaren sezamu jest stratą czasu. Nie rozumiałam zachwytu wegańskiego świata nad tym kremowym złotem, do momentu gdy zdobyłam prawdziwą taninę. O tego przez przypadek dodałam za dużo soku z cytryny… Bum! Odkryłam wegańskie złoto! Teraz zawsze mam w domu zapas ciecierzycy w puszce, taniny i cytryny.

To jedno z tych dań, które można polecić nawet najbardziej kulinarnie upośledzonej osobie. Jednak każdy może tu wetknąć swoje drobne preferencje. Niektórzy lubią gęsty, niektórzy lekko zmielony, niektórzy napakowany na maksa taniną i ociekający oliwą. Mój ulubiony hummus jest rozrzedzony aquafabą, maksymalnie kremowy, gładki i mocno cytrynowy. W dodatku jak się człowiek uprze to i blender mu nie potrzrebny. Sama doświadczyłam robienia humusu w moździerzu i wyzedł on nienaganny. Znam też osobę, która regularnie robi humus widelcem i ani mu się śni inwestować w jakiś cięższy osprzęt.

Humusowe wariacje:

Jak wiadomo, wszystko przy regularnym spożyciu może się nudzić, więc istnieje tysiąc humusowych wariacji. Najpopularniejsze dodatki to buraki, suszone pomidory, przecier pomidorowy, papryka w proszku lub papryka wędzona i czarnuszka. Niektórzy idą dalej i dodają bób, szpinak, fetę, marchewkę, bataty, pietruszkę, rzodkiewkę itd. Prawdopodobnie do humusu można dodać wszystko co jest jadalne. Swego czasu biedronka sprzedawała nawet hummus czekoladowy! Ba! W Internetach krążą samozwańcze humusy bez ciecierzycy!

Jak jeść:

Najprościej hummusem smarować pieczywo. Ja najbardziej lubię kanapki z humusem i marynowaną czerwoną cebulą. Jednak hummus pasuje praktycznie do wszystkiego. Dzięki temu, że jest kremowy świetnie nadaje się do wszelkich kanapek, wrapów, veganbowlów czy nawet burgerów. Klasyczne można podawać go z felafelem. Ja robię z nim nawet sos do makaronu. Gdy w ostatniej chwili dowiadujecie się, że przychodzą do was goście pokrójcie surowe warzywa takie jak: marchewka, seler naciowy, papryka, brokuły i podajcie do nich hummus jako dip. Ta przekąska jest genialna bo będzie smakować zarówno fanom junk food jak i osobom na diecie.

2506-2019-02563671687858839058999.jpeg

Składniki:

Puszka ciecierzycy lub gotowana ciecierzyca

2 łyżki soku z cytryny (niecała połowka cytryny)

1 łyżka taniny

2 łyżki oliwy z oliwek

Sól

Pieprz

ewentualnie 1 ząbek czosnku

Ciecierzycę odcedzić, zachowując płyn. W blenderze stojącym lub przy pomocy blendera ręcznego zmiksować wszystkie składniki. Można dodać odrobinę wody z puszki jeśli lubimy bardziej rzadką i kremową konsystencję.

2506-2019-02526941687855165976886.jpeg2106-2019-01572341578707222519559.jpeg2506-2019-02222631687884734733673.jpeg

Sos czosnkowy

Przepis, który każdy będzie potrzebował w swoim życiu choć raz. Gdy przygotowuję ten sos wykorzystuję dwa triki. Po pierwsze do bazy nie używam jogurtu, który można znaleźć w większości przepisów. Używam śmietany, poniewać zawiera ona więcej tłuszczu, który pomaga „rozpuścić” ostrość i lepiej łączy smaki. Po drugie dodaje pietruszkę, ponieważ żawiera ona duże ilośći chlorofilu, który pomaga uniknąć efektu ubocznego, czyli nieprzyemnego zapachu z ust. Jeśli piertuszka nie da rady i po zjedzeniu czosnku nadal ziejemy jak Smok Wawelski, to pomocne może się okazać zjdzenie jabłka.

Składniki możecie dodawać „na oko”. Ważnę żeby śmietania i majonez były w proporcji około pół na pół. Zanim dodacie podwójną ilośc czosnku, pamiętajcie, że sos po kilku godzinach „nabierze mocy”. Mleko nie jest koniecznym składnikiem, ale można go dodać by osiągnąć porządaną konsystencję.

Składniki:

1/4 szklanki kwaśnej śmietany najlepiej cream freashe

1/4 szklanki majonezu

1 łyżka soku z cytryny

1-2 ząbki czosnku

1 łyżka posiekanej natki pietruszki

Opcjonalnie 1 łyżka mleka

Czosnek zetrzeć na tarce, przecisnąć przez tarkę, lub ewentualnie drobno posiekać z solą.

Wymierzać z resztą składników. Można dodać odrobinę mleka jeśli sos jest zagesty.

Koniecznie odstawić do lodówki na conajmniej 1 h. Im wcześniej przed podaniem go zrobicie, tym będzie lepszy. Można pszechowywać w lodówce przez kilka dni.

2806-2019-02588891794857433778435.jpeg

2806-2019-02366231794895167124523.jpeg

2806-2019-02543961794852939936438.jpeg

Pico de gallo

2806-2019-02198731795519425461653.jpeg

Na zdjęciu pewnie większość z was widzi salsę, a ja szalona nazywam to pico de gallo? W dodatku zawartość tego słoika ze zdjęcia nie jedno ma imię. Meksykanie mówią też salsa fresca (świeża salasa), salsa picada (siekany sos) lub salsa cruda (surowy sos).

Czym więc różni się pico de gallo od salsy? Podstawową różnicą jest konsystencja. Salsa jest bardziej rozdrobniona, często zmiksowana i płynna. Natomiast pico de gallo zrobione jest z pomidorów pokrojonych w małe kawałeczki. Ponadto, do pico de gallo używa się koniecznie świeżych pomidorów, a w salsie nie są one konieczne.

Ciekawa jest też nazwa tego meksykańskiego sosu/sałatki. W dosłownym tłumaczeniu pico de gallo znaczy dziób koguta. Jedna z kilku teorii mówi, że nazwa wzięła się od tego, że składniki pokrojone w małe kawałeczki przypominają pokarm dla ptaków. Inna teoria nawiązuje do oryginalnego sposobu jedzenia – szczypanie kciukiem i palcem wskazującym przypomina dziobanie.

Przy tak prostym przepisie, bardzo ważna jest jakość składników. Najlepiej użyć dorodnych, dojrzałych pomidorów i pod żadnym pozorem nie wolno pomijać kolendry! Ewentualnie można zamienić cebulę na białą i zamiast limonki użyć cytryny. Ocet i sok z cytryny można mieszać lub używać wymiennie. Jednak to tylko moja opinia, więc bądzcie ostrożnii, bo może przyjść do was jakiś meksykanin i oskarżyć was o bezczeszczenie przepisu ;P

2806-2019-02238581794882402113032.jpeg

Składniki:

  • 2 średniej wielkości pomidory
  • Pój czerwonej cebuli
  • 1 ząbek czosnku
  • 1-2 łyżki posiekanej kolendry
  • 1 łyżka soku z limonki lub cytryny
  • 1 łyżeczka octu
  • Sól
  • Pieprz
  • Świeże lub marynowane jalapeno, eventualnie ostra papryka w proszku

Pomidory drobno pokroić (ok. 3mm kosteczki), posolić i odstawić do osiąknięcia na sitku.

Czosnek posiekać z solą lub przecisnąć przez praskę. Cebulę i jalapeno pokroić w drobną kosteczkę. Posiekać kolendrę.

Wszystkie składniki wymieszać. Doprawić solą, pieprzem. Dodać ostre papryczki w takiej ilośći by uzyskać preferowaną ostrości.

Najlepiej schłodzić w lodówce. Podawać przy pomocy łyżki z dziurami/widelca/własnych palców by pozbyć się nadmiaru płynu.

Można użyć jako dodatek do sałatek, kanapek, tacos i do podania/ozdoby nachos, quasedillas i enchildas. Można pomieszać z rozgniecionym awokado by zrobić guacamole. Ten trik przydaje się szczególnie, gdy zostaje resztka i chcemy ja wykorzystać.

2806-2019-02348491794833393268567.jpeg

Marynowana czerwona cebula

2106-2019-01572341578707222519559.jpeg

Przygotowanie banalne – efekt ogromnie efektowny. Na początku nienawidziłam, teraz jestem od niej uzależniona i zawsze trzymam zapas w lodówce. Przepisy najczęściej podają proporcję 1:2:3 (ocet:cukier:woda). Dla mnie taka cebula jest za słodka. Ja jako miłośniczka octu, jego właśnie dodaję najwięcej. Ponadto wzbogaciłam, zalewę o przyprawy, które sprawiają że cebula ma niesamowicie intensywny smak! Do tego ten intensywnie różowy kolor i widoczne włókna sprawiają, że ten dodatek z każdej kanapki i sałatki zrobi estetyczne dzieło sztuki.

2106-2019-01554941579278525208534.jpeg

Składniki:

  • 2 czerwone cebule (ok. 200 g)
  • 1 szklanka octu 7%
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1/2 szklanki wody
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 ząbek czosnku
  • 2 małe liście laurowe
  • 3 ziela angielskie

Cebulę obrać, przekroić na pół, pokroić w cienkie plasterki (piórka), Korzeń wyrzucić. Ząbek czosnku zmiażdżyć i przekroić na pół.

W garnku wymieszać cukier, ocet i wodę. Doprowadzić do wrzenia. Dodać pokrojoną cebulę i wszystkie przyprawy. Gotować przez ok. 1-2 min. Przelać do słoika. Cebula powinna być przykryta minimalną ilością zalewy. W razie potrzeby odlać część płynu. Czym ciaśniej będzie upakowana cebula, tym nabierze intensywniejszego koloru. Odstawić do ostygnięcia. Zakręcić i trzymać w lodówce przez noc.

Dodawać do kanapek, sałatek, burgerów. Ja uwielbiam ją w połączeniu z humusem i jarmużem.

2106-2019-01525431578702531103908.jpeg2106-2019-01572341578707222519559.jpeg

2506-2019-02094711689012012369366.jpeg

Historia mojej pasji, która zaczęła się od upieczenia własnej ręki.

526401_362121057231028_1352349070_n

Z dzieciństwa nie pamiętam bajek z Cartoon Network. Za to dobrze pamiętam, że uwielbiałam oglądać Makłowicza, Pascala Brodnickiego i Nigellę Lawson. Jednym z najstarszych wspomnień jakie mam to to, gdy jako kilkulatka podgrzewałam na słońcu wodę w moim żółtym, plastikowym czajniczku. W piaskownicy, bardziej niż grabkami, wolałam bawić się sztućcami ukradzionymi z kuchnii mamy i przygotowywać wykwintne posiłki dla królików. Wakacje spędzone na wsi były sielanką, w dużej mierze dzięki kuchni babci Krysi. Ona na zawsze pozostanie moim niedoścignionym wzorem. Nawet po 20 latach pamietam żywo smak, zapach i temperaturę ciepłego mleka z pianką, które babcia wyciskała prosto z wymienia swojej krowy do metalowego kubeczka. Na lewym przedramieniu nadal mam cztery blizny. Powstały gdy zaintrygowana zawartością garnka położyłam swoją małą, trzyletnią rączkę na gazowej kuchence. W wieku pięciu lat, Święta Boskiego Najedzenia spędziłam w szpitalu. Z tych dni najmocniej pamiętam moją siostrę wnoszącą na salę słoik z pomidorową i bigos, który jadłam na pierwszy posiłek po powrocie do domu. Na tamtym szpitalnym łóżku wymyśliłam też swój pierwszy przepis (na zapiekankę z mikrofalówki ;). Okres nastoletniego buntu rozpoczęłam prawdopodobnie kradzieżą. Podebrałam mamie stówę z portfela, kupiłam dużo mąki i w przerwie wakacyjnej uczyłam się piec. Przez kolejne lata nie raz doprowadzałam rodziców do szału i nierzadko kłótnie prowokował bałagan w kuchni i odmawianie jedzenia mięsa. Oh! Prawie bym zapomniała! Gdy byłam pierwszakiem, będąc sama w domu, chciałam podgrzać zupę i podpaliłam mojego ukochanego, włochatego kotka.

2106-2019-01497411578999713143195.jpeg

Jestem już „duża”, ale mój świat nadal kręci się wokół jedzenia. Jestem przeszczęśliwa, bo by stać bylo mniw na moje kulinarne eksperymenty i podróże, zarabiam gotowaniem! Przeprowadziłam się do Norwegii. Tu imigranci sprzedają ryż ze Srilanki, makę teff z Etiopii, różowe pikle z Turcji i tysiąc innych produktów, o których istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia. Norweskie sklepy oferyją nie tylko tradycyjne, dziwne norweski sery, ale również mnóstwo wygodnych wegańskich zamienników. Dużą część życia spedzam podrózując po świecie, jak i po Internecie, w poszukiwaniu inspiracji do gotowania. Jedznie – to dla mnie odpowiedz na każde pytanie. Gotuję gdy mam zły dzień. Gotuję gdy mam dobry dzień i chcę by był jeszcze lepszy. Ze znajomymi najlepiej bawię się w restauracjach. Przez 10 ostatnich lat, rodzice nie zdołali wyperswadować mi roślinnej diety. Tata niedawno przestał mieć zawiedzioną minę, gdy podaję mu talerz, na którym nie może znaleźć mięsa. Teraz bierze dokładkę. Gdy odwiedzam mamę, często nie mogę znaleźć szynki w jej lodówce. Za to w szafce trzyma stos wydrukowanych z Internetu roślinnych przepisów. Przepełnia mnie duma, gdy jem gołąbki z pieczarkami, a ona opowiada jak cierpiała, gdy robiła tą bezmięsną „pituchę”. Gdy wyobrażam sobie, że kiedyś będę mamą to ogromnie cieszy mnie, że codzień będę miała małą grupkę do wykarmienia i będę mogla ich nauczyć tych wszystkich smaków i tradycji. Moim sposobem okazywania uczuć jest karmienie innych i marzy mi się bym kiedyś robiła to tak dobrze jak babcia Krysia.

2106-2019-02544041581222523675027.jpeg

2106-2019-12062721564555215328943.jpeg

Ugotowałam wodę na słońcu w żółtym czajniczku, upiekłam własna rękę, kradziona mąka skończyła w zakalcu. Potem przekonałam rodziców do jedzenia „trawy”. Zorganizowałam niejedną kolację, przy której moi znajomi świetnie się bawili. Tysiące obcych mi ludzi zostawiło napiwek po zjedzeniu posiłku, który współtworzyłam. Następny krok dzielenia się tym co kocham jest inspirowanie innych. Mam nadzieję, że publikując przepisy na tym blogu nawet Tobie, nieznajomy czytelniku, będę mogła sprawić przyjemność, a może nawet uda mi się zachęcić Cię do roślinnej diety.

Smacznego!